Sporo ostatnio zajmowałem się technikami hybrydowymi i im głębiej w to wchodzę tym bardziej nabieram przekonania, że są to techniki archaiczne, zwłaszcza w wydaniu z użyciem tablic wspomnianych w tytule.
Pomysł na stosowanie tablic pojawił się gdzieś w latach 70-tych zanim wybuchła rewolucja cash flow, którą umożliwiła zwiększona dostępność komputerów. Dziś jednak dostrzegłem pewną zaletę tablic finansowych.
Wciąż jeszcze da się w Polsce słyszeć kuriozalne twierdzenia, jakoby umowy najmu nie miały żadnego znaczenia z punktu widzenia wyceny. To jeden z bardzo groźnych mitów, który na szczęście już zanika. Zastanawiałem się jednak skąd się wziął i myślę, że jednym z powodów jest chęć usprawiedliwienia chodzenia na skróty. Gdyby tylko nie te niesforne umowy najmu, większość nieruchomości komercyjnych można by wyceniać techniką kapitalizacji prostej. Pewnie z tego samego powodu część rzeczoznawców wbrew logice wycenia wszystko co się da (i czego się nie da) w podejściu porównawczym.
Może więc jednak warto zaznajomić z tablicami ludzi, którzy być może nie są obyci z komputerem a często są świetnymi fachowcami. Mogliby wreszcie zaakceptować to, że nieruchomości komercyjne należy wyceniać dochodowo a umów najmu się nie ignoruje. Tablice umożliwiłyby im wykonanie wielu wycen w bardzo krótkim czasie i do tego poprawnie.
Dlatego od dziś jestem nieco mniej sceptycznie nastawiony do technik hybrydowych z użyciem tablic finansowych.